Kobieta i kobiecość w ujęciu Tomasza z Akwinu a neotomistyczna etyka feministyczna. Analiza krytyczna że nie mówi my o kobietach, 22 Tomasz z Akwin u, Scriptum super Senten tiis, IV,
Całość nauki Kościoła o kobiecie jest streszczona w Katechizmie Kościoła katolickiego: „Mężczyzna i kobieta są stworzeni, to znaczy chciani przez Boga, z jednej strony w doskonałej równości osoby ludzkiej, a z drugiej strony, w ich byciu mężczyzną i kobietą. 'Bycie mężczyzną', 'bycie kobietą' jest rzeczywistością dobrą i chcianą przez Boga: mężczyzna i kobieta mają nieutracalną godność, która pochodzi wprost od Boga, ich Stwórcy. Mężczyzna i kobieta mają taką samą godność, zostali stworzeni 'na obraz Boga'. W swoim 'byciu mężczyzną' i 'byciu kobietą' odzwierciedlają oni mądrość i dobroć Stwórcy”91. Nauka Jezusa i szybki rozwój chrześcijaństwa były rewolucją duchową w zachodnim kręgu kulturowym, a później w innych rejonach świata. Poprzez akcentowanie świętości ludzkiego życia i godności każdej osoby ludzkiej chrześcijaństwo, jako religia miłości, otwierała nową perspektywę dla szerokich kręgów społecznych, w tym także wcześniej marginalizowanych. Była to radykalna zmiana, także w stosunku do żydowskiego pojmowania łaskawości Bożej, mierzonej dotychczas dobrami materialnymi, liczebnością potomstwa, zwłaszcza męskiego i długością życia. Chrześcijaństwo stało się „religią kobiet”, zważywszy na ich znaczącą rolę, jaką odegrały w Ewangelii i w początkach Kościoła. Nauka Ojców Kościoła pogłębiła refleksję nad miejscem kobiet w społeczności. Św. Augustyn uczył, że człowiek jest istotą płciową z woli Boga, a każda płeć ma właściwą sobie godność i prawo do nadziei zbawienia. W Raju zarówno prokreacja, jak i podległość mężczyźnie, nie będą przykre tak, jak na tym świecie. Grzech Ewy nie jest większy niż grzech Adama, a oboje zgrzeszyli przede wszystkim pychą. Grzech Adama okazał się jednak gorszy w skutkach92. Nauka o grzechu pierworodnym była ważna dla dyskusji nad miejscem kobiety w świecie, gdyż oskarżano ją o bycie źródłem upadku człowieka, postrzegano lękliwie jako miejsce pokusy. Do początków XX wieku w myśli wielu teologów cielesność kobiety budziła odrazę. Panował strach przed kobietą, a duchowość rozwijała się w atmosferze lęku przed nieczystością. Szatan atakował wprawdzie także mężczyzn, ale kobiety były rzekomo wobec niego słabsze93. Wielokrotnie powtarzano myśli zawarte w dziele Tertuliana De cultu feminarum: „Kobieto, rodzisz w bólu i cierpieniu. Ty podlegasz swemu mężowi i on jest twoim panem. Zapomniałaś, że jesteś Ewą? Trwa ciągle jeszcze na tym świecie wyrok Boga przeciwko twojej płci. A więc z konieczności żyjesz jako oskarżona. Ty jesteś bramą diabła. Ty złamałaś pieczęć Chrystusa! Ty jako pierwsza opuściłaś prawo Boże! Ty ogarnęłaś tego, którego diabeł nie mógł tknąć! Ty tak sprawnie zwyciężyłaś mężczyznę, obraz Boga! Twoja cena, śmierć, kosztowała śmierć Syna Bożego”94. Kult Maryi, który narastał od IV wieku, łączył się z przekonaniem, że życie Maryi Bogarodzicy zmazało ciężar winy ciążący na kobiecie. Przekonanie o winie kobiety było jednak nadal elementem duchowości i formacji chrześcijańskiej. Małżeństwa zawierano raczej z rozsądku, jako ucieczkę przed pokusą grzechu. Każde współżycie seksualne zdawało się być grzeszne, chociaż w małżeństwie było traktowane jako grzech lekki. Pomimo tych stereotypowych wizji kobiety, średniowiecze wydało kilka wybitnych intelektualistek, jak np.: Roswitha z Gandersheim, Hildegarda z Binden, Mechtylda z Magdeburga, Juliana z Norwich, Herrad z Hohenburga i wiele innych. Hildegarda z Binden (ogłoszona przez papieża Benedykta XVI Doktorem Kościoła) ukazała szeroką wizję jedności i wzajemnych powiązań Boga z wszystkimi elementami kosmosu i człowieka. Podkreślała znaczenie roli i ważności żeńskiego elementu w kosmosie95. Św. Tomasz z Akwinu zdecydowanie odrzucał umieszczenie kobiety w obszarze zła. Wskazywał raczej na obszar nieco niższego, ale koniecznego dobra. Nauczał, że „jak na doskonałość świata składają się różne stopnie rzeczy, tak również i na doskonałość ludzkiej natury składa się różność płci”96. Czasy odrodzenia na nowo odsłoniły wielkie możliwości intelektualne i twórcze kobiety. Zaczęto doceniać wagę ich kształcenia. Pojawiły się kobiety o dużych zdolnościach literackich (Cassandra Fedele, Victoria Colona), ale też politycznych (Katarzyna Sforza), a także sprawujących mecenat kulturalny (Izabela Gonzaga, Izabela Aragońska). Ideałem kobiety zaczęła stawać się viagro — kobieta mężna, dążąca do wszechstronnego rozwoju indywidualnego, doskonałości, a nawet sławy. Łączyła ona typowe „kobiece”, jak i „męskie” zalety, uważane dotąd za dostępne tylko mężczyznom97. Reformackie dowartościowanie rodziny często łączyło się z nowym docenieniem roli kobiety jako matki, lecz także z sakralizacją roli ojca. Prowadziło to do pojawienia się nowego paternalizmu i wykreowania wzoru ojca jako zasadniczego, surowego i żądającego bezwzględnego posłuszeństwa, także od swej żony98. Oświecenie przyniosło dalsze podkreślenie różnicowania płci, ich ról społecznych, a także odsaperowanie ich w życiu publicznym. Idealna kobieta — czuła i troskliwa, miał być opiekunką domowego ogniska, skromną, praktyczną i cierpliwą gospodynią, w pełni oddaną dzieciom i mężowi99. Myśl chrześcijańska przez całe wieki pielęgnowała ideę małżeństwa, jako związku kobiety i mężczyzny, jako dar, jakim Bóg obdarzył człowieka widząc jego pierwotną samotność. Mężczyzna rozpoznał niewiastę jako istotę sobie najbliższą (por. Rdz 2,18-23). Biblia w tym obrazie wyraża prawdę, że mężczyzna i kobieta zostali stworzeni wzajemnie dla siebie, a ich powołaniem jest ścisłe zjednoczenie we wspólnocie życia100. Małżeństwo jest powołaniem od Boga, które nie wskazuje, która z osób, tworzących jedność małżeńską, jest „ważniejsza”, czy „bardziej poddana”. Ideałem jest ich jedność, w praktyce budowana na różne sposoby. Prymas Tysiąclecia podkreśla ten paradoks słowami: „Maryja — kobieta nie napisała ani jednej Ewangelii, ale wykarmiła Słowo Boże”101. Kobiecość i wynikające z tego macierzyństwo — naturalne i „duchowe”, niesie z sobą piękno, mądrość i prawdę o życiu człowieka. Nigdy nie jest niwelowane, przybierając z wiekiem coraz to nowe postacie i formy realizacji102. Powołanie kobiety do macierzyństwa nie wyklucza jej troski o znajdywanie nowych obszarów realizacji społecznej, w tym także w ekonomii, polityce czy w kulturze. Humanizacja kultury wymaga, by w niej integrowały się elementy wnoszone przez kobietę i mężczyznę. W przypadku ekonomii jest to integracja tego, co „zimne”, merkantylne i prawne (typowo męskie), z tym, co jest „gorące” — solidarność, troska, miłość, która przekracza granice sprawiedliwości rozdzielczej. Udział kobiet w tym procesie może być wyjątkowy103. Wobec kryzysu współczesnego świata, który obejmuje różne jego obszary, refleksja nad rolą kobiety może mieć bardzo ważne znaczenie. Nauka Kościoła na temat kobiecości w pełni jest zbieżna z oczekiwanym interesem społecznym i przyszłością świata104. 91 Katechizm Kościoła Katolickiego, nr 369, Pallottinum, Poznań 1994, s. 94. 92 Por. A. Maćkowska, Obraz kobiety w komentarzach do Księgi Rodzaju św. Augustyna, „Verbum Vitae”, 2011, nr 19, s. 207—232. 93 J. Petry Mroczkowska, Feminizm — antyfeminizm. Kobieta w Kościele, Wydawnictwo WAM, Kraków 2012, s. 15—16. Por. J. Delumeau, Grzech i strach: poczucie winy w kulturze Zachodu XIII—XVIII w., tłum. A. Szymanowski, Volumen i PAX, Warszawa 1994. 94 Tertulian, De cultu Feminarum, Ks. I, 1—3. Por. E. Wipszycka, Kościół w świecie późnego antyku, PIW, Warszawa 1994, s. 278 n. 95 M. Uliński, Kobieta i mężczyzna. Dzieje refleksji filozoficzno-społecznej, Ureus, Kraków 2001, s. 55—70. 96 Tomasz z Akwinu, Summa teologiczna, 1. Zagadnienie 99 A 2, Odp., t. 7: Człowiek, tłum. P. Biełch, Londyn, bd., s. 180. Por. M. Czekała, Apoteoza wstydu w filozofii św. Tomasza z Akwinu, „Człowiek w Kulturze”, 2002, nr 14, s. 211—227. 97 Por. J. Burchardt, Kultura Odrodzenia we Włoszech, tłum. M. Kreczkowska, PIW, Warszawa 1991, s. 239—242. 98 Por. Elstein, Public Man. Private Women, Oxford 1975, s. 84—85 nn. 99 Por. Condorcet, Szkic obrazu postępu ducha przez dzieje, tłum. E. Hartley, PWN, Warszawa 1957, s. 236 nn. 100 J. Holeksa, Rodzina między biologią a teologią, dz, cyt., s. 91— 96. 101 S. Wyszyński, Kobieta w Polsce współczesnej, Pallottinum, Poznań 1978, s. 99. 102 A. Noyszewska, Najcenniejsze cechy matki... z wybranych, współczesnych dokumentów Kościoła katolickiego, „Pedagogika Katolicka”, 2010, nr 6, s. 186—190. Por. M. Braun-Gałkowska, Nauczanie Jana Pawła II o kobietach, Warszawa 1989. 103 Por. di Nicola, Pekin i okolice. Kobieta w nauce społecznej Kościoła, „Społeczeństwo”, 1995, nr 4, s. 691—693. 104 P. Serafin, Struktura kryzysu rodziny, „Niedziela”, 2014, nr 40, s. 14—15. opr. ab/ab

Inne warunki dobrej modlitwy. Choć lista sporządzona przez św. Tomasza z Akwinu ogranicza się do powyższych czterech warunków, w tej samej kwestii Sumy Teologicznej autor wymienia kilka innych cech nieodzownych podczas modlitwy. Punktem wyjścia jest tu idea skuteczności, którą autor definiuje jako „zdolność do osiągnięcia

Jako katolicy nie musimy się bać uprawiania nauki dla niej samej, uczciwie i twórczo, ale bez celów apologetycznych. Bo... Pan Bóg się obroni. Prawda Ewangelii się obroni – mówi prof. Aleksander Bańka, filozof z Uniwersytetu Śląskiego, lider Centrum Duchowości Ruchu Światło-Życie Archidiecezji Katowickiej. Jarosław Dudała: Co właściwie zdarzyło się św. Tomaszowi z Akwinu w Neapolu 6 grudnia 1273 r.? Prof. Aleksander Bańka: Wiemy, że podczas odprawiania Eucharystii miał doświadczenie głębokiego duchowego poruszenia. Jeśli wierzyć przekazom, uznał wtedy, że wszystko to, co do tego czasu napisał, jest warte tyle, co słoma. Podobno w porywie chciał to wszystko zniszczyć. Na szczęście, został od tego odwiedziony. Śp. ks. prof. Remigiusz Sobański mówił, że nie wierzy, żeby Tomasz wypowiedział te słynne słowa: omnis palea (to wszystko słoma - w domyśle: co napisałem o Bogu). Uważał, że Akwinata tak dalece ufał ludzkiemu rozumowi, że nie jest możliwe, by tak jednoznacznie zakwestionował jego wartość. Ja też tak myślę. Świadczy o tym również jego rozumienie mistyki. Był mistykiem czy teologiem piszącym o mistyce? Wiem, że zajmował się Pan tym w 2011 r. Na pewno można go uznać w pewnym sensie za teologa mistyki – za kogoś, kto w różnych swych dziełach mniej lub bardziej bezpośrednio pisze o mistyce, porządkuje, systematyzuje. I na pewno ma w tej kwestii wiele do powiedzenia. Ale czy osobiście miał doświadczenia mistyczne? Czy czerpał z doświadczenia mistycznego? Tego do końca nie wiemy. Trzeba sobie jednak postawić pytanie, jak rozumiemy mistykę. Jeśli będziemy ją definiować wąsko – tak jak św. Jan od Krzyża – i powiemy, że ona zaczyna się wraz z kontemplacją wlaną, doświadczeniem biernych oczyszczeń i ciemności, to nie do końca wiemy, czy Tomasz miał takie doświadczenie. Możemy się tego tylko domyślać. Ale jeśli mówimy o mistyce w sensie szerszym – jako o formie szczególnego dostrojenia do Boga, szczególnej uważności na Niego, przeżywania rzeczywistości w sposób kontemplatywny, to w tym sensie Tomasz na pewno mistykiem był. I to widać – nie tylko w twardych pismach filozoficznych i teologicznych (jak "Summa contra gentiles" czy "De veritate"), ale także w jego komentarzach do Ewangelii św. Jana. Widać u niego niezwykły zmysł wiary, głębokie wyczulenie, wrażliwość duchową – coś, co wykracza poza zwykłą scholastyczną metodologię, z którą często jest kojarzony. św. Tomasz z Akwinu orionpozo / CC Tomasz zdominował katolicką teologię na wiele stuleci. Czy mógłby to zrobić, gdyby nie był mistykiem? Myślę, że nie. Choć nie musiała to być mistyka "gorąca"... ...ekstatyczna... ...taka, jak u Jana od Krzyża. Skłaniałbym się ku temu, nie mając ku temu ostatecznych dowodów. Bo Tomasz pisze w pewnym momencie, że ostatecznie poznajemy Boga jako nieznanego. Są więc w jego myśli elementy „ciemne”, apofatyczne. Gdy wczytuję się w wątki mistyczne porozrzucane po różnych jego dziełach, to zaskakuje mnie wizja mistyki, którą on proponuje, a która mnie osobiście porusza. On pokazuje drogę wiary jako tę, która coraz bardziej rozjaśnia nam doświadczenie Boga. Wynika z niej nawet możliwość tzw. jasnego widzenia Boga – przynajmniej niektórzy badacze tak interpretują pewne fragmenty jego dzieł. Przez wieki trwał spór, czy jesteśmy w stanie w tym życiu doznać Boga bezpośrednio w rozjaśniającym Jego obecność doświadczeniu mistycznym (chodzi o tak zwane „porwania” mistyczne, które w krótkim przebłysku dają ogląd zbliżony do tego, jaki będziemy mieli w niebie), czy też jesteśmy w stanie doświadczać Go tylko w sposób ciemny, niejasny, zapośredniczony? Wydaje się, że Tomasz proponuje tu niezwykłą, ciekawą ścieżkę. Pokazuje, w jaki sposób doświadczenie Boga może się w nas rozjaśniać. To była inspiracja dla wielu badaczy mistyki. Pamiętajmy, że gdy Tomasz działał, dominowała raczej mistyka ciemna (apofatyczna). Niektórzy badacze uważają, że nie negując jej, Tomasz otwiera jeszcze inne perspektyw i jest w tym rewolucyjny. Wszak jego myśl służyła wielu komentatorom do opracowywania np. mistyki św. Jana od Krzyża. Pokusiłbym się o stwierdzenie, że jej najlepsze, nie pobożnościowe ale naukowe opracowania to te, które wychodziły spod piór tomistów. To wskazuje, że u Tomasza nie mamy do czynienia z prostą, powiedziałbym: szkolną redakcją tekstów na temat mistyki. W tym, co pisze, jest coś płynącego z innego poziomu. Nie tylko z nabytej wiedzy, zaaplikowanej do danego obszaru badawczego, ale także coś z doświadczenia. Dlatego widzę w nim mistyka. Podobnie postrzegam św. Jana Pawła II. Nasuwa mi się tu tytuł jego encykliki: "Fides et ratio". Fides, czyli wiara, a w tym kontekście: mistyka, doświadczenie, które wymyka się nauce. Oraz ratio, czyli to, co właśnie jest charakterystyczne dla nauki. I oba te skrzydła unoszą nas w poznawaniu Boga. To jest u Jana Pawła bardzo tomaszowe, scholastyczne. Bo to właśnie Tomasz wyznacza harmonię tych dwóch skrzydeł. Jednak – jako systematyk – nie jest tylko biernym, odtwórczym zbieraczem Tradycji, ale w interpretacji doświadczenia mistycznego wytycza nowe ścieżki, a przynajmniej przeciera te, które nie były dobrze wydeptane. One do dziś są użyteczne dla tych, którzy badają mistykę. Kiedy próbuję rozumieć mechanizm (jakkolwiek źle to brzmi) doświadczenia mistycznego u Jana od Krzyża, korzystam z pism i intuicji Tomasza z Akwinu – choć wszyscy kojarzą Jana raczej ze św. Augustynem. Wiemy, że św. Tomasz zastosował filozofię poganina Arystotelesa do teo-logii, czyli słowa-o-Bogu. Było to odważne. Zastanawiam się, czy jego dziedzictwo – oparcie na wierze i rozumie jednocześnie – nie jest dobrą wskazówką dla nas, znajdujących się w trudnym momencie historii Kościoła. Tomasz towarzyszył mi na poziomie studiów, doktoratu i habilitacji. Zawsze gdy pracowałem na jego tekstach, pociągały mnie interpretacje, które nazwałbym „nieortodoksyjnymi”, tzn. te, które nie mieściły się w głównej linii myślenia o Tomaszu, charakterystycznej dla polskiej szkoły tomizmu egzystencjalnego. Korzystałem wiec z innych nurtów, takich jak neoscholastyka czy tomizm transcendentalny. Gdy w ten sposób wchodziłem w myśl Akwinaty, odczuwałem jej niesamowitą żywotność. Zaskakiwało mnie, jak wiele ważnych dla Kościoła wniosków można wyciągnąć z pism Tomasza odczytywanych raczej w ich duchu niż literze. Mam wrażenie, że w pewnym sensie Tomasz właśnie w taki sposób czytał swoich poprzedników. Nie kopiował ich słowo w słowo. Czytając Arystotelesa, twórczo go przekształcał, próbując zachować ducha filozofii obserwacyjnej, empirycznej, a jednocześnie wznosząc się ku metafizyce i próbując budować na tej podstawie całościowy obraz świata, aż po orzekanie o Bogu. To jest ważna intuicja: Tomasz wykorzystał do opisu tego, co miał w Kościele, najwyższej jakości zdobycze ówczesnej nauki. Arystoteles był wówczas dopiero na nowo odkrywany, wcześniej dominował raczej neoplatonizm. Było to nowatorskie. Tomaszowa odwaga myślenia jest nam dzisiaj w Kościele bardzo potrzebna. Podkreślam: nie chodzi mi o literę jego tekstów, ale styl myślenia. Tomasz był inspiracją dla wielkich myślicieli XX w., takich jak Karl Rahner, Hans Urs von Balthasar czy Henri de Lubac. Z Tomasza czytanego literalnie, z uwzględnieniem całego precyzyjnego aparatu historycznego i językowego również można wydobyć niezwykle cenne i aktualne kwestie. Przykładem jest kapitalna książka o. prof. Tomasza Gałuszki o charyzmatach u Tomasza z Akwinu. O. Gałuszka wykorzystał Tomasza do uporządkowania rzeczy, które współcześnie rozpalają umysły wielu katolików. Zastanawiam się, czy Kościół mógłby wykorzystać osiągnięcia współczesnej nauki do redefinicji swojej obecności w świecie. Nie jest to proste, bo nauka zdaje się czasem wyciągać wnioski wprost sprzeczne z nauczaniem Kościoła. Wydaje mi się, że idzie tu zbyt daleko, bo może ona powiedzieć, jak jest, ale nie ma kompetencji, by odpowiadać na pytanie, jak być powinno albo jak my powinniśmy się zachować wobec tego, co jest. Może jednak Kościół może jakoś wykorzystać np. współczesną biologię czy psychologię, a więc nauki, które wydają się być w pewnym napięciu z nauczaniem Kościoła. To temat nienowy. Śledzę go intensywnie. Badając próby mierzenia się Kościoła z nauką, osobiście zaczynam od połowy XIX w. Wówczas rodząca się neoscholastyka podejmuje właśnie te kwestie. Chodzi o uzgodnienie nauki Kościoła z najnowszymi odkryciami naukowymi i najnowszymi trendami filozoficznymi. Neoscholastyka, szkoła lowańska, kard. Mercier tak zarysowywali swą perspektywę naukową. To środowisko zainspirowało później powstanie Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Idzi Radziszewski, twórca KUL, był przecież uczniem Merciera. A Mercier pracował na Tomaszu. Ten temat zawsze był żywy, rozpalał umysły i zawsze był bardzo delikatny. Dziś postuluje się ściślejszy związek nauczania Kościoła z nauką, żeby nie uprawiać tego nauczania w kontraście do nauki. Żeby nie iść drogą fideizmu. Np. ks. prof. Michał Heller wskazuje na konieczność pogłębionej wiedzy naukowej u tych, którzy podejmują się ewangelizacji. Czy to jest możliwe? To jest nawet konieczne. Chodzi jednak o to, by nie używać nauki w sposób pochopny do wspierania autorytetu Kościoła. To może być zawodne. Sama nauka nie jest czymś statycznym. Istnieje możliwość nadużyć, gdy chcielibyśmy wykorzystać naukę do celów apologetycznych. To, co jest perspektywą istotną dla nas, to – po pierwsze – zrozumienie, że problem nie tkwi w tym, co ustala współczesna nauka. Problemem jest to, jak ustalenia nauki interpretują sami naukowcy. Musimy odróżnić samo odkrycie od jego interpretacji, uzasadnienia. To uzasadnienie bywa często mocno wątpliwe. Nie mam poczucia, że współczesna nauka w swej warstwie odkryć stoi w sprzeczności z wiarą. Tomasz dał genialne narzędzia do porządkowania tego. Gdy czytam teksty współczesnych dominikanów, to często bardzo buduje mnie precyzyjna szkoła myślenia- ona właśnie pozwala odróżnić to, co jest odkryciem naukowym od kontekstu jego uzasadnienia. Co to znaczy: uzasadnienia? To znaczy: biorę ustalony fakt i próbuję go interpretować. Nadać mu jakieś rozumienie. Często ta interpretacja wchodzi w sferę aksjologii, obyczajowości, wiary... Np. w sprawach homoseksualizmu, in vitro, aborcji? Myślę, że tak. Weźmy np. homoseksualizm. Z perspektywy czysto naukowej jest w tej kwestii wciąż jeszcze bardzo wiele niejasności. Na dzień dzisiejszy nauka nie daje nam prawa, by definitywnie wypowiadać się np. w kwestii genezy orientacji homoseksualnej. Wielokrotnie czytałem wypowiedzi specjalistów, które wzajemnie się wykluczają, a jednocześnie wielu z nich rości sobie prawo do tego, aby orzekać w tej sprawie z apodyktyczną, nie znoszącą sprzeciwu pewnością – na przykład wypowiadając się na temat psychologicznych aspektów homoseksualizmu. Tak jakby nie było w tej kwestii żadnych niejasności. Niejednokrotnie mamy twierdzenia uznające orientację homoseksualną za całkowicie naturalną i odsądzające od czci i wiary tych, którzy głoszą inny pogląd lub mają w tej sprawie wątpliwości. Zresztą w drugą stronę to działa podobnie. Ja nie mam pewności, że - poruszając się wyłącznie na poziomie nauki - możemy dziś pozwolić sobie w tej kwestii na podobną apodyktyczność. Nie – nauka sama w sobie nie daje nam prawa do takich rozstrzygnięć. Można powiedzieć, że to jest nadinterpretacja. To jest próba umieszczenia pewnego faktu... ...w kontekście współczesnego sporu? ... w sposób, w jaki ktoś chciałby, aby on wyglądał. A to niestety jest uproszczenie. Musimy zgodzić się na to, że nauka w wielu sprawach nie jest w stanie dać nam jednoznacznych odpowiedzi. Chodzi więc o rozróżnienie tego, co nam mówi dzisiaj nauka od tego, jak my odczytujemy naukowe ustalenia w kontekście sfery wartości, poglądów, przekonań. Niestety, naukowcy robią tu czasami krok za daleko. Zobaczmy, jak precyzyjny był Tomasz, gdy pisał swoje słynne dowody na istnienie Boga. W zasadzie nie mówił o dowodach, ale o drogach do Boga. Chciał nam pokazać pięć sposobów myślenia, które nie kończą się jednoznacznym stwierdzeniem rozstrzygającym, że Bóg jest, i wykazującym to z analityczną oczywistością. Drogi Tomasza to raczej sposoby myślenia o rzeczywistości, które podprowadzają nas pod istnienie Boga. Trzeba przy tym pamiętać, że Tomasz jest bardzo precyzyjny w budowaniu swych orzeczeń. Przez to pokazuje, jak głęboko rozumie całą złożoność problemów, które w jego czasach rozpalały umysły naukowców. Dziś tym bardziej powinniśmy niuansować, ważyć język, ważyć orzeczenia, wiedząc, że nauka jest bardziej złożona niż kiedyś, a wcale nas do rozstrzygnięcia pewnych fundamentalnych kwestii nie przybliżyła. To powinno nas uczyć pokory i umiejętności nieużywania nauki do tego, do czego chcielibyśmy często jej użyć – do celów ideologicznych lub apologetycznych. Z drugiej strony, reakcją ludzi wierzących na nadinterpretacje pojawiające się wśród naukowców bywa usztywnienie, czasem nawet odrzucenie nauki, pójście w stronę fideizmu, czyli odwoływania się do wiary tam, gdzie jest miejsce na naukę. To jest bardzo duża pokusa. Wielu tę drogę wybiera, zwłaszcza jeśli chodzi o zwykłych wierzących, którzy dochodzą do wniosku, że nie są w stanie rozeznać się w tym, co mówi nauka, więc najlepiej to odrzucić i pójść w stronę ślepej wiary. Bądźmy sprawiedliwi: często uzasadnienia dla takiej postawy ludzi prostych płyną z ust internetowych kaznodziei. Zgadza się. To poważny problem. Widzę nawet pewien zalew fideizmu, ocierającego się o różne formy dualizmu, gnozy, herezji. To – niestety – płynie także z ust wielu duchownych. Pokazuje to braki w ich wykształceniu. Tomasz i jego sposób myślenia dopominają się tu o pewną równowagę i o to, żeby wrócić do myślenia o wierze i nauce, o ich relacji, w duchu pewnego umiaru. Ten umiar jest widoczny w całej jego filozofii – i jest jej piękną cechą. To umiejętność łączenia skrajności bądź znajdowania między nimi drogi pośredniej. Tomasz opanował to do perfekcji. Tu chyba wychodzi jego formacja u benedyktynów na Monte Cassino. Benedyktyni uważają, że wszelka przesada (przeciwieństwo umiaru) pochodzi od diabła. Tak. Poza tym, to także wpływ Arystotelesa, który zawsze szukał złotego środka. Myślę, że kiedy wchodzimy w dyskusję nad fundamentalnymi czy spornymi kwestiami, nie powinniśmy się jako katolicy bać podchodzić do nich z otwartością. Mnie w sercu bardzo mocno pracuje przekonanie kard. Désiré Merciera, że jako katolicy nie musimy się bać uprawiania nauki dla niej samej, uczciwie i twórczo, ale bez celów apologetycznych. Bo... Pan Bóg się obroni. Prawda Ewangelii się obroni. Nie potrzebujemy nadużywać nauki po to, by bronić Objawienia. Możemy spokojnie uprawiać ją bez kontekstów ideologicznych. Wtedy nauka pozostanie w zgodności z wiarą, bo one ostatecznie w Bogu się łączą. Nie musimy bać się wejść w świat z otwartym umysłem. Bo uczciwie uprawiana nauka nie sfalsyfikuje nam Objawienia. Co innego, gdy próbujemy zaklejać nauką ideologiczne dziury czy wypełniać nią to czego, nie potrafimy w inny sposób uzasadnić, więc używamy nauki, by podeprzeć pewne argumenty, które inaczej brzmiałyby w sposób słaby czy mniej prawdopodobny. Niebezpieczeństwa te istnieją zarówno po stronie wierzących, jak i niewierzących. Dlatego uprawianie nauki trzeba odfiltrować od kontekstu ideologicznego. Dzisiejszą, trzecią częścią rozważań nad św. Tomaszem z Akwinu pragnę zakończyć katechezy poświęcone tej postaci. Również po upływie ponad 700 lat od jego śmierci możemy się od niego wiele nauczyć. Wspomniał o tym także mój poprzednik papież Paweł VI, który w przemówieniu wygłoszonym 14 września 1974 r. w Fossanovie Więcej wierszy na temat: Wiara « poprzedni następny » Do Swiętego Tomasza z Akwinu Wybacz nie umiem filozofować nie mogę recytować z pamięci “Bóg jest osobowy” nie mam odwagi wałkować Twych dowodów na Jego istnienie czyli nie mam zamiaru wskazywać pięcioma palcami na pięć Twych dróg... pragnę pochylić się nad ziemią usłyszeć bicie serca trawy którą On stworzył nie krzycząc o Swym istnieniu Dodano: 2005-08-17 20:04:35 Ten wiersz przeczytano 943 razy Oddanych głosów: 4 Aby zagłosować zaloguj się w serwisie « poprzedni następny » Dodaj swój wiersz Wiersze znanych Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński Juliusz Słowacki Wisława Szymborska Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński Halina Poświatowska Jan Lechoń Tadeusz Borowski Jan Brzechwa Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer więcej » Autorzy na topie kazap Ola Bella Jagódka anna AMOR1988 marcepani więcej » Adóro te - Hymn św. Tomasza z Akwinu Uwielbiam Cię nabożnie Bóstwo Utajone, Co kryjesz się prawdziwie w tych figur osłonie, Me serce całe się Tobie ufnie poddaje, Bo Ciebie rozważając, zupełnie ustaje. Wzrok, dotyk, smak, o Tobie nie mówią nic do mnie, Wsłuchowi wierzy tylko me serce niezłomnie, We wszystko co Syn Boży rzekł wierzę w pokorze, Nic nadto słowo prawdy brzmieć
Dla św. Tomasza celem najwyższym, do którego zmierza nasze pragnienie, jest zobaczyć Boga. Drodzy bracia i siostry, kontynuując rozważanie z ubiegłej środy, chciałbym dziś pogłębić wraz z wami inne aspekty nauczania św. Bonawentury z Bagnoregio. Był on wybitnym teologiem, który zasługuje na to, aby postawić go obok innego wielkiego myśliciela, współczesnego mu, św. Tomasza z Akwinu. Obaj zgłębiali tajemnice Objawienia, ceniąc bogactwo ludzkiego rozumu, w owym owocnym dialogu wiary i rozumu, jaki cechował chrześcijańskie Średniowiecze, czyniąc z niego epokę wielkiego ożywienia intelektualnego, a nie tylko wiary i odnowy Kościoła, co nie zawsze się wystarczająco podkreśla. Zbliżają ich też inne podobieństwa: tak Bonawentura, franciszkanin, jak Tomasz, dominikanin, należeli do zakonów żebraczych, które dzięki swej duchowej świeżości, jak przypomniałem w poprzednich katechezach, odnowili w XIII wieku cały Kościół i przyciągnęli wielu uczniów. Obaj służyli Kościołowi w sposób sumienny, z zapałem i miłością, tak, że zaproszono ich do udziału w Soborze Powszechnym w Lyonie w 1274 roku – tym samym, w którym obaj zmarli: Tomasz w drodze do Lyonu, Bonawentura podczas obrad wspomnianego soboru. Także na Placu św. Piotra posągi obu świętych są równoległe, umieszczone właśnie na początku Kolumnady, poczynając od fasady Bazyliki Watykańskiej: jeden na lewym skrzydle, drugi na prawym. Mimo tych wszystkich aspektów, możemy dostrzec w obu wielkich Świętych dwa odmienne podejścia do badań filozoficznych i teologicznych, co dowodzi oryginalności i głębi myśli każdego z nich. Chciałbym wspomnieć o kilku z tych różnic. Pierwsza dotyczy pojęcia teologii. Obaj uczeni stawiają sobie pytanie, czy teologia jest nauką praktyczną, czy teoretyczną, spekulatywną. Św. Tomasz rozważa dwie możliwe, sprzeczne odpowiedzi. Pierwsza mówi: teologia to refleksja nad wiarą a celem wiary jest, by człowiek stał się dobry, żył zgodnie z wolą Boga. A zatem celem teologii powinno być prowadzenie na właściwą drogę, dobrą; w konsekwencji jest ona w gruncie rzeczy nauką praktyczną. Drugie stanowisko głosi: teologia stara się poznać Boga. My jesteśmy dziełem Bożym; Bóg znajduje się ponad naszym działaniem. Bóg pobudza nas do sprawiedliwego działania. Zasadniczo chodzi więc nie o nasze działanie, lecz o poznanie Boga, nie o nasze uczynki. Wniosek św. Tomasza jest następujący: teologia zakłada oba te aspekty: jest teoretyczna – stara się coraz lepiej poznawać Boga i jest praktyczna – stara się ukierunkować nasze życie na dobro. Ale istnieje prymat poznania: przede wszystkim winniśmy poznawać Boga, potem następuje działanie zgodnie z Bogiem (por. Summa Theologiae Ia, q. 1, art. 4). Ten prymat poznania w stosunku do praktyki jest znaczący dla podstawowego ukierunkowania św. Tomasza. Odpowiedź św. Bonawentury jest bardzo podobna, akcenty są jednak odmienne. Św. Bonawentura zna te same argumenty w jedną i drugą stronę, jak św. Tomasz, aby jednak odpowiedzieć na pytanie, czy teologia jest nauką praktyczną, czy teoretyczną, św. Bonawentura dokonuje trojakiego rozróżnienia – rozszerza zatem alternatywę między teorią (prymat poznania) a praktyką (prymat praktyki), dodając trzecie podejście, które nazywa „mądrościowym” i stwierdzając, że mądrość obejmuje oba aspekty. Po czym dodaje: mądrość szuka kontemplacji (jako najwyższej formy poznania), a intencją jej jest „ut boni fiamus” – abyśmy stawali się dobrzy, przede wszystkim to: stawać się dobrym (por. Breviloquium, Prolog, 5). Potem dodaje: „Wiara jest w umyśle, w taki sposób, że wywołuje uczucie. Na przykład: wiedzieć, że Chrystus umarł «za nas» nie pozostaje wiedzą, lecz staje się nieuchronnie uczuciem, miłością” (Proemium in I Sent., q. 3). Na tej samej linii przebiega jego obrona teologii, czyli racjonalnej i metodycznej refleksji nad wiarą. Św. Bonawentura wymienia niektóre argumenty przeciwko uprawianiu teologii, rozpowszechnione być może wśród części franciszkanów i obecne również w naszych czasach: rozum miałby pozbawić wiarę znaczenia, byłby postawą przemocy wobec Słowa Bożego, musimy słuchać i nie analizować Słowa Bożego (por. List św. Franciszka z Asyżu do św. Antoniego z Padwy). Na te argumenty przeciwko teologii, ukazujące zagrożenia istniejące w samej teologii, Święty odpowiada: to prawda, że istnieje arogancki sposób uprawiania teologii, pycha rozumu, który stawia się ponad Słowem Bożym. Jednakże prawdziwa teologia, racjonalna praca prawdziwej i dobrej teologii ma inne pochodzenie, nie pychę rozumu. Ten, kto miłuje, chce coraz lepiej i coraz bardziej poznawać umiłowanego; prawdziwa teologia nie angażuje rozumu i jego uzasadnionego poszukiwania pychy, „sed propter amorem eius cui assentit” – jest „uzasadniona przez miłość do Tego, któremu dał swe przyzwolenie” (Proemium in I Sent., q. 2), i chce lepiej poznać ukochanego: oto podstawowa intencja teologii. Dla św. Bonawentury ma więc ostatecznie decydujące znaczenie prymat miłości. W konsekwencji św. Tomasz i św. Bonawentura określają odmiennie ostateczne przeznaczenie człowieka, jego pełne szczęście: dla św. Tomasza celem najwyższym, do którego zmierza nasze pragnienie, jest zobaczyć Boga. W tym prostym akcie ujrzenia Boga znajdują rozwiązanie wszystkie problemy: jesteśmy szczęśliwi, nic poza tym nie jest konieczne. Dla św. Bonawentury ostatecznym przeznaczeniem człowieka jest natomiast miłowanie Boga, spotkanie i zjednoczenie się Jego i naszej miłości. Jest to, według niego, najodpowiedniejsza definicja naszego szczęścia. Idąc tym tropem moglibyśmy również powiedzieć, że najwyższą kategorią dla św. Tomasza jest prawda, podczas gdy dla św. Bonawentury – dobro. Błędem byłoby dopatrywanie się w obu tych odpowiedziach sprzeczności. Dla obu to, co prawdziwe, jest także dobre, a dobro jest również prawdziwe; widzieć Boga to kochać, a kochać to widzieć. Chodzi zatem o odmienne akcenty wspólnej zasadniczo wizji. Oba akcenty ukształtowały odmienne tradycje i odmienne duchowości, i w ten sposób ukazały płodność wiary – jednej w różności swych wyrazów.
Tomasz z Akwinu. substancja tego rodzaju składa się z tego, czym jest i, z tego, dzięki czemu jest, albo z tego, czym jest, i z istnienia, jak się wyraża Boecjusz. Przyjąwszy w inteligencjach akt i możność łatwo zrozumiemy, że istnieje. wiele tych inteligencji, co nie byłoby możliwe, gdyby nie miały one w ogóle. możności.
No i wszystko jasne “W odniesieniu do natury partykularnej kobieta jest czymś niedoszłym i niewydarzonym. Czemu? Bo tkwiąca w nasieniu siła czynna zmierza do utworzenia czegoś doskonałego: podobnego do siebie co do płci męskiej. A że rodzi się kobieta, dzieje się to albo z powodu słabości siły czynnej, albo z powodu jakiejś niedyspozycji materii, albo też spowodowało to coś z zewnątrz, np. wiatry południowe, o których [Filozof] pisze, że są wilgotne”. “Wartość kobiety polega na jej zdolnościach rozrodczych i możliwości wykorzystania do prac domowych” Tomasz z Akwinu
. 644 653 428 664 212 455 784 559

św tomasz z akwinu o kobietach